Grypa666's Blog

Co gorsze grypa czy kompleks jot?

Odszedł historyk Prawdy, dr Dariusz Ratajczak

Posted by grypa666 w dniu 17/06/2010

Nadesłał Jerzy 16.6.2010

Dzisiaj znaleziono w Polsce ciało znanego historyka dr. Dariusza Ratajczaka. To bardzo tajemnicza sprawa. Zamieściłem o tym 2 materiały:  http://24l.eu/6t       http://24l.eu/6u

†††††††††††††††††††††††††††

Panie Jezu Chryste Synu Boży zmiłuj się nad duszą brata mego, Dariusza Ratajczaka

††††††††††††††††††††††††††

Nadesłał Roman Kafel 16.6.2010

Niech odpoczywa w Pokoju Wiecznym! Amen!

Zaszczuliscie kochane nasze sk…urwysyny swojego chowu – Uczciwego Czlowieka! Tak- Wy towarzysze Jasnogrodu Parchatego…ale takze i Wy udajcy PARCHATA PRAWICE… i Wy pobozni lajdacy obwieszeni szkaplerzami nabozna poganska dewocjo – udajaca chrzescijan! Nie bylo dla niego pracy …nigdzie …ani w szkole medialnej ani w TV Trwam, w zadnej kurii w zadnym prywatnyum interesie, szkole, uczelni …Byla dla wszystkich TW, dla lizodupow z Towarzystwa Przyjazni Polsko Radzieckiej…dla wielu towarzyszy Tajnych i zwyklych funkcjonariuszy, klakierow i rozlicznych pieczeniarzy wieszajacych sie u klamek- Ukladu Parchatego! Nie wielu ma duza odpornosc psychiczna i znosi szczucie…niewielu -ze wspomne o  naszym przewodniczacym Solidarnosci  panu Krupinskim…

Oto kolejny zaszczuty na oczach patriotycznego , katolickiego, polskiego  spoleczenstwa! Bog karze Polske kleskami …nie za darmo. Smierc  ta obciaza polskie sumienia! Pamietajcie o nim …oddajac glos na takich samych hipokrytow – jakimi jestescie sami! On i tacy jak on …wystawili wam swoim zyciem i swoimi marnymi zgonami najlepsze swiadectwo!

Umiescilem to na WP …napewno Redakcja wyrzuci …ale nie da sie wyrzucic prawdy, a taka jest Prawda …obrzydliwa…ale taka jest!

††††††††††††††††††††††††††††

Źle świadczy o narodzie, gdy zapomina o własnych bohaterach — dr Dariusz Ratajczak

GRYPA666 wychodzi z inicjatywą założenia FUNDUSZU IM. DRA DARIUSZA RATAJCZAKA na Patriotów Polskich, którzy żyjąc w nędzy, walczą o polskość do końca.

Apeluję do Królowej Pokoju i Zenobiusza, byście dla pojednania i wspólnej sprawy założyli konto na ten fundusz, skoro nie ufacie mi. Umieszczę u siebie guziki na datki na Fundusz. Wy zajmiecie się administracją i rozdziałem środków.

Kiedy niektórzy oczerniali mnie, dorobek grypa666 i zbieranie datków, miałem nadzieję utworzyć taki fundusz i myślałem o Ratajczaku oraz człowieku, którego spotkaliśmy z Markiem Podleckim podczas kampanii antyscypionkowej. Wywłaszczony i wpędzony w ubóstwo przez neo-ubecję, uparcie protestował za sprawy Polaków, nawet indywidualnie przed instytucjami “polskiego” rządu… Rozmawialiśmy w barze mlecznym, zaproponował roznieść info o H1N1 do skrzynek posłów… On, wychudzony, poprosił tylko o zupkę… Swym ascetyzmem, ogniem w oku, gorącem w sercu i zapałem przypominał mi mnicha ze Sw. Góry Atos. Nigdy tego wizerunku nie zapomnę… Nie dajmy im zginąć.

Dla uczczenia pamięci dra Ratajczaka, oto artykuły, przygotowane niegdyś do publikacji w „Wirze” zniszczonym przez agenciurę, Bohdana Szewczyka.

Kopiujcie i rozpowszechniajcie. Niech wszyscy wiedzą, że dr Ratajczak pisał prawdziwą historię Polski i nie dał się skorumpować politycznej poprawności nt. Bałkanów, narzuconej przez kompleks jot.

††††††††††††††††††††††††††††††

Żydożerca szuka pracy

Mirosław Olszewski

Pójdę do Canossy, ukorzę się, ale gdzie drogowskaz? – pyta Dariusz Ratajczak, „kłamca oświęcimski”, rewizjonista Holocaustu wyrzucony z UO.

Jestem byłym Ratajczakiem i chyba wszystkim jest z tym lepiej.

Siedzimy w ogródku piwnym obok opolskiego ratusza.

Postarzeliśmy się. Siedem lat temu fotoreporterzy zdejmowali Ratajczaka od dołu. Świetnie wyglądał, gdy z wyciągniętą ręką perorował przed sądem, że wolność badawcza nie może być ograniczana przez sejmowe układy partyjne i prawa narzucane przez Wysoką Izbę. Mówił: – Każdy szanujący się historyk jest z natury rzeczy rewizjonistą. Bo zadaje sobie pytania: czy aby na pewno? Czy aby na pewno wyrżnięto tylu Ormian, ile się podaje? Czy aby na pewno Napoleon przegrał wskutek zdrady? Czy aby na pewno Pearl Harbour było dla prezydenta USA zaskoczeniem?

Ale sąd nie zajmował się dylematami Ratajczaka. Kierując się zapisanym w stanowionym przez Sejm prawie nakazem karania kłamców Holocaustu, Ratajczaka nie uniewinnił.

Dziś autor przyznaje:

– Te moje „Tematy niebezpieczne” były zbiorem dość kiepskich esejów. Pisałem je na kolanie. OK – Powiem wprost: chciałem wydać książkę, która wywołałaby dyskusję, stąd w niej pewne przegięcia. Bo jak inaczej spowodować reakcję, niż przesadzając? Ale nigdy nie przypuszczałem, że może ona wywołać aż takie skutki.

„Tematy niebezpieczne” – książka autorstwa Ratajczaka – okazały się gwoździem do jego trumny. Referował opinie tzw. „rewizjonistów Holocaustu”, zaprzeczających oczywistej prawdzie, że w Auschwitz-Birkenau mordowano Żydów w komorach gazowych.

Grzechem Ratajczaka było, że nie wziął w cudzysłów referowanych przez siebie poglądów. Można więc było przypisać mu akceptację dla poglądów neonazistów. Było wrażenie: Nie wziął w cudzysłów, zatem je wspiera…

Ratajczak: – Najbardziej mnie boli to, że znalazłem się w gronie historyków, którym nakłada się kaganiec. No bo proszę zobaczyć: od 45 roku do teraz liczba Żydów wymordowanych w Auschwitz-Birkenau zmalała z 6 milionów do poniżej jednego miliona. To dane oficjalne. Owszem, nawet gdyby tam zginął jeden człowiek, to już byłaby to tragedia. Ale jak to się dzieje, że jedni historycy mogą zgodnie z prawem kwestionować liczby Zagłady, a inni nie? Jak to jest, że jedni mogą zjechać z 6 milionów do poniżej miliona i nic się złego im nie dzieje? Są koncesjonowanymi rewizjonistami? Są więc tacy, którym nie wolno badać i nawet się mylić, i są tacy historycy, którym wolno wszystko?

Uparł się Ratajczak

Mówi, że przypięto mu łatkę antysemity. Gdy Ratajczak w kwietniu 1999 roku wydał swoją książkę „Tematy niebezpieczne”, był pracownikiem Instytutu Historii Uniwersytetu Opolskiego. Był znanym, lubianym przez studentów wykładowcą. Cenionym przez zwierzchników.

– Władze Uniwersytetu Opolskiego uznały, że ja kwestionuję okoliczności Holocaustu. Zacząłem być postrzegany jako ktoś, kto nie tyle wątpi, co zaprzecza oficjalnej wykładni dziejów. To prawda – chciałem, żeby na ten temat odbyła się debata. Oto staję ja – historyk paskudny – a z drugiej strony staje cała ekipa najwspanialszych, co mówię bez cienia ironii, przedstawicieli nauk historycznych z uczelni. I oni roznoszą mnie w pył i w proch… Ale oni nie chcieli konfrontacji. Uciekli przed nią. Owszem, gdzieś tam, po kątach mówili mi, że może i ja mam rację, ale – panie, tego – ja mam działkę do obrobienia, daczę do podmurówki, a w ogóle to co kogo tak naprawdę Żydzi obchodzą?

Chciałbym odwrócić czas

– Rozbeczałem się pierwszy raz w życiu – mówi Ratajczak. – Gdy odgarniałem śnieg w firmie, w której się zatrudniłem. Podjechał do mnie w wypasionej furze jakiś gość i zapytał, co ja, doktor i niedawno jego wykładowca, tu robię. Odpowiedziałem, że śnieg zwalam na kupę. Pokiwał głową, powiedział, że to jakieś draństwo, a mnie gardło ścisnęło. Trzy dni ryczałem…

Ratajczaka utrzymuje ojciec. Ma osiemdziesiąt lat, za sobą adwokacką przeszłość zawodową. Daje synowi pieniądze, ale nigdy nie mówi: ukorz się. Bo to syn Wielkopolski – twardy, ambitny człowiek. Z tych, co jeśli wiedzą, że mają rację, nie ustąpią.

Rodzina Ratajczaka się rozpadła. Żona nie wytrzymała presji środowiska:

– Jest młodsza ode mnie. Na początku całej tej zadymy była przy mnie, potem coraz bardziej się oddalała. Ja zostałem okrzyknięty kłamcą oświęcimskim, a z takim piętnem trudno żyć. Nawet mnie samemu. Mam przed sobą sprawę rozwodową, bo ileż może przynieść do domu facet, który pracuje jako portier? Niewiele. A to jest już powód, by skarżyć się, że bieda w oczy zagląda rodzinie. Jestem zrozpaczony. Chciałbym odwrócić czas, gdy pisałem to jedno zdanie w książce. Ale to niemożliwe.

Poglądy Ratajczaka dotknęły jego rodzinę nie tylko w kwestii spodziewanego rozwodu:

– Mój syn poszedł swego czasu w marszu żywych w Oświęcimiu. I traf chciał – w przypadki jednak nie wierzę – że dziennikarka lokalnej „Gazety Wyborczej” podeszła do niego i zapytała, czy jest synem tego słynnego kłamcy oświęcimskiego. Syn odparł, że jest, a przede wszystkim, że dumny jest z ojca. Lecz cóż się potem ukazało w gazecie? Otóż zdjęcie z podpisem, że syn Ratajczaka uczestniczył w marszu, gdy tymczasem jego ojciec zaprzecza istnieniu Auschwitz-Birkenau! Istnieniu obozu!!! No, ręce opadają…

– Żadnych pochopnych wniosków – zastrzega Ratajczak. – Nawet z tego, że z „Gazety Wyborczej” dzwonili do mnie, mówiąc: panie Ratajczak – weź pan sobie trochę odpuść, bo my pana lubimy, nawet pomożemy panu znaleźć pracę. Choćby w Zieleni Miejskiej. A ja mam na to jedną odpowiedź: walcie się! Jestem niezależnym człowiekiem, pozostanę historykiem, który zawsze będzie miał wątpliwości, zawsze będzie się starał negować uznane prawdy, niezależnie od tego, czy będą dotyczyć Żydów czy Ormian…

Ratajczakowi tylko trochę żal, gdy widzi swoją byłą, jak jeździ po mieście w luksusowych samochodach: – Wygłaszałem w sądzie płomienne mowy w obronie wolności słowa. Myślałem, że do kogoś to dotrze, ale się myliłem. Słowa uleciały, dla zwykłych ludzi liczy się tylko doraźność. Szmal stał się bożkiem, któremu coraz więcej ludzi bije pokłony…

TEN Ratajczak?!

Ratajczak, któremu w październiku 2003 roku upłynął trzyletni okres banicji jako nauczyciela historii (nałożony przez UO), do dziś nie może znaleźć pracy w zawodzie, który kocha.

– Ja jestem TEN Ratajczak. Więc nawet jeśli zgłaszam się z prośbą o zatrudnienie jako nauczyciel historii do szkoły gdzieś na wsi, to dyrektorzy unoszą brwi: TEN Ratajczak?! Ten od Żydów i Radia Maryja? No to powiem panu w zaufaniu, że ja się nie będę podkładał! Ja pana zatrudnię, a nie wiadomo, kto z tego jakie wnioski wyciągnie…

Ratajczak: – Za 600 złotych znalazłem pracę poza granicami województwa. Dyrektor tej szkoły miał twardy kręgosłup, ale ja się nie mogłem tej pracy podjąć. Więcej bym zapłacił za dojazdy, niż zarobił…

Naukowiec, doktor historii, niegdyś pupil Uniwersytetu Opolskiego, dziś pracuje pod komendą pań z wykształceniem zawodowym jako portier. Niedawno dostał rower, by szybciej objeżdżać teren, którego pilnuje.

– Tak, jestem skończony – mówi. – Nie wrócę na uczelnię, nie zatrudnią mnie jako nauczyciela nawet w szkole podstawowej. Bo jestem człowiekiem, który nie wyrzeknie się prawa do wątpliwości nawet za cenę działki przy domu, na której mógłbym uprawiać warzywa i zapraszać gości na grilla.

– Zresztą, któż do mnie z moich dawnych znajomych z uczelni chciałby przyjść? Gdy zacząłem mieć kłopoty z powodu tego jednego zdania, telefon odzywał się coraz rzadziej, a teraz przestał w ogóle.

– Jestem byłym Ratajczakiem i chyba wszystkim jest z tym lepiej…

††††††††††††††††††††††††††††††††††

Albo Polska będzie wielka, albo przestanie istnieć. Nie stać nas nawet na średniość. To będzie zadanie dla Waszego pokolenia. Jesteście je winni również cieniom tych, którzy zginęli w nierównej walce w pierwszych latach po zakończeniu II Wojny Światowej. – dr Dariusz Ratajczak

Ze współredagowanego w Kanadzie przez P. Beina magazynu analiz za polską racją stanu, “Wir”. Artykuł miał się ukazać w nr 4 (2004), został wyparty przez artykuł pt. “Współpracownik “Wiru” torturowany w Iraku”. Chodziło o niezależnego korespondenta wojennego, Scotta Taylora z wydawnictwa Esprit de Corps w Kanadzie.

Polskie Podziemie po II Wojnie Światowej

Dariusz Ratajczak (wytłuszczenia Redakcji “Wiru” i grypa666)

Otrzymaliśmy obszerne fragmenty referatu dr Dariusza Ratajczaka. Wygłosił go 1.8.2004 roku w Kędzierzynie – Koźlu na spotkaniu poświęconym Polskiemu Podziemiu lat 1944-1948. W spotkaniu uczestniczyła młodzież reprezentująca różne kierunki Ruchu Narodowego w Polsce. Zapis z taśmy magnetofonowej. – Redakcja

Osobiście bardzo się cieszę, że nasze spotkanie poświęcone jest polskiemu zbrojnemu podziemiu niepodległościowemu po zakończeniu II Wojny Światowej. Decyduje o tym tradycja rodzinna, oczywista – chociaż, siłą rzeczy, mocno skrótowa, wręcz impresyjna –  chęć przybliżenia tematu siedzącym tu młodym ludziom […]

Od wielu już lat, gros mass-mediów w Polsce, opanowanych przez rozpoznane, czyli „wiadome” siły, stara się przedstawić problematykę podziemia w fałszywym świetle. Oto zaczynają się pojawiać filmy dokumentalne lub teksty publicystyczne, w których niedwuznacznie sugeruje się, że niewątpliwi, tragiczni bohaterowie tamtych czasów byli ludźmi „kontrowersyjnymi”, że mordowali niewinnych ludzi.

Przykładami mógłbym obdzielić kolejne trzy nasze spotkania, wspomnę tylko o jednym. Otóż czytam tekst, jaki w 2001 roku ukazał się w żydowskim miesięczniku „Midrasz”. Rozmawiają panowie Piotr Paziński, będący również dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, co na jedno wychodzi, oraz słynny reżyser, Jerzy Hoffman. Przy okazji: jego „słynność” polega na tym, że dokonał swoistego harakiri na ekranizacji „Ogniem i Mieczem” Henryka Sienkiewicza. Pewnie niewiele brakowało, by wpiął w sobolą czapkę Bohuna „szlachetny znak Tryzuba”. Paziński pyta się reżysera, co sądzi o sejmowej debacie na temat „dziękczynienia dla Wolności i Niezawisłości”, a ten odpowiada: Każda partyzantka… na każdym etapie bandycieje. Dla mnie, na przykład, Narodowe Siły Zbrojne kojarzą się w zdecydowanie negatywny sposób.

Co ten człowiek wie o WiN i NSZ? I tacy ludzie ekranizują historię? Hoffman ma szczęście, że nie żyje już śp. Stefan Marcinkowski z Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Miałem zaszczyt poznać tego żołnierza, później członka Kongresu Polonii Amerykańskiej, podczas jego wizyty w Polsce (bodajże w 1990 roku), na krótko przed jego śmiercią. Pewnie laską obiłby siedzenie potwarcy.

Zresztą ta swoista, antypolska rewizja historii dotyczy również wojennych dziejów Armii Krajowej, że wspomnę o skandalicznych tekstach Michała Cichego w „Gazecie Wyborczej”, oskarżających AK o rżnięcie niedobitków żydowskich podczas Powstania Warszawskiego. Wszystko to wpisuje się w szeroki, zorganizowany nurt antypolskości, na który składają się obrzydliwe kłamstwa dotyczące „polskich obozów koncentracyjnych”, „polskiego antysemityzmu”, „współpracy polsko-niemieckiej w dziele niszczenia Żydów podczas wojny”, „sprawy Jedwabnego”.

Ciężko z tym walczyć. Nie dlatego, że nie mamy argumentów (bo mamy!), nie dlatego, że ponosimy winę (bo nie ponosimy!), nie dlatego, że brakuje nam inteligencji i odwagi (nie brakuje!). Nie mamy środków – mówiąc brutalnie: pieniędzy, by „sprzedać” publice nasze racje. Cóż znaczy szlachetna książka wydana w nakładzie 1000 egzemplarzy wobec „Gazety Wyborczej”, której dzienny nakład wynosi coś około 0,5 mln? Cóż znaczy fantastyczny wykład wobec kłamliwego filmu dokumentalnego oglądanego przez 3 mln telewidzów.

Oczywiście trzeba jednak wydawać, referować i pisać… Trzeba protestować, jak robi to Polonia amerykańska, kanadyjska, czy australijska, gdy po raz kolejny ukazuje się kretyński tekst dotyczący wspomnianych „polskich obozów koncentracyjnych”… Kropla drąży skałę. Jesteśmy to winni prawdzie, uczciwości, honorowi, Narodowi i Ojczyźnie. A poza tym, zawsze to powtarzam, nie przemogą, nie przemogą… Przeciwnik na razie wygrywa bitwy, ale wojnę przegra z kretesem. Tego bądźmy pewni. Na kłamstwie nikt niczego jeszcze nie zbudował. Powiedzmy sobie tak: moralne kundle wyją do księżyca, a nasza skromna karawana, obijana, potrzaskana, ze skrzypiącymi kołami, nadal jedzie. I będzie jechała.

Przechodząc do meritum… Lewicowe publikatory, typu „Gazeta Wyborcza”, „Trybuna”, czy „Nie” Jerzego Urbana, twierdzą, iż w latach 1944-1948 mieliśmy w Polsce do czynienia z wojną domową, a zatem z dramatem wielu Polaków walczących i ginących po obu stronach barykady. Nic bardziej błędnego. Po 1944 roku nie było w Polsce wojny domowej. Sytuacja była jasna. Oto okupację niemiecką zamieniliśmy na okupację sowiecką. Nie łudźmy się. Gdyby nie potężna pomoc sowiecka świadczona polskim komunistom – od Armii Czerwonej poczynając, na NKWD kończąc – los krajowej komuny byłby szybko przesądzony. W walce z narodem, pozostawiona własnemu losowi, nie miałaby żadnych szans, zostałaby rozniesiona w strzępy.

Jak w ogóle można mówić o wojnie domowej w tych latach, skoro z jednej strony mamy świetnie wyekwipowane przez Sowietów „Ludowe Wojsko”, powstaje specjalnie przeznaczony do walki z podziemiem niepodległościowym Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, komuniści dysponują środkami, na jakie stać jedynie totalitarną władzę, mogą liczyć na pomoc światowego mocarstwa, z drugiej zaś, całej tej machinie przeciwstawiają się słabo uzbrojone oddziały leśne? Wojna domowa powinna spełniać warunek przybliżonej równowagi sił między wrogami. Tutaj nie został on spełniony.

[…] Dlaczego podziemie niepodległościowe po 1944 roku było słabsze od tego z lat II Wojny Światowej? W lipcu 1944 roku, gros oddziałów AK, wykonując akcję „Burza”, ujawniło się wobec wkraczających do Polski Sowietów. Miało to fatalne następstwa. Żołnierzy rozbrojono, część wcielono do „Armii Berlinga”, niektórych, jak w przypadku żołnierzy AK z Wileńszczyzny, wywieziono na Wschód. Dla organizującego się antykomunistyczno-niepodległościowego podziemia, większość z tych ludzi była stracona.

Pamiętajmy również o hekatombie Powstania Warszawskiego, w którym zginął kwiat polskiej, patriotycznej młodzieży, w którym zagładzie uległy najlepsze jednostki bojowe AK. Strasznie tych ludzi będzie brakowało Polsce po wojnie. To oni mieli tworzyć warstwę przywódczą wolnego narodu. Zbrakło ich… Wkrótce dobito w stalinowskich więzieniach tych, którzy wojnę przeżyli. Szczęśliwcy znaleźli się na emigracji. Jakże brakuje tych wszystkich ludzi, jakże inaczej wyglądałaby polska świadomość narodowa, gdyby przeżyli lub, zmuszeni okolicznościami, nie opuścili Kraju.

Zamiast nich, pojawili się synalkowie i córeczki komunistycznych tatusiów buntujących się przeciwko rodzicom. Myślę o tych wszystkich „Michniko-Kuronio- coś tam”, tych wszystkich trockistach, lewakach, facetach o zaburzonej świadomości narodowej i moralności rodem z „Dzielnic Czerwonych Latarń”. To oni stali się tą fałszywą inteligencją, to oni zajęli miejsce im nienależne. Prawem kaduka, prawem kaduka. Właśnie powoli zastępują ich kolejne zastępy córeczek i synalków wlewających się na podobieństwo wodospadu do redakcji gazet, telewizji, radia, polityki itd. Ani to polskie, ani ładne. „Ni pies ni wydra, coś koło świdra”.

Wskazując na przyczyny braku możliwości skutecznego opierania się komunistom, powiedzmy i to, że w 1944/45 roku, wielu Polaków było zmęczonych 5-letnią okupacją niemiecką i pierwszą okupacją sowiecką (1939-1941). Naprawdę nie można było wymagać, aby po raz kolejny naród wzniósł się na „bojowe wyżyny”. Zresztą, byłoby to nieroztropne. Pamiętajmy, że istnieje coś takiego, jak „ekonomia narodowej krwi”. Obóz narodowy zawsze zwracał na to uwagę i tak już zostanie.

Pomimo wskazanych ograniczeń, podziemie niepodległościowe skupiało wcale licznych, naprawdę twardych i świadomych patriotów. To byli ci najlepsi z najlepszych, wierzący, że opór ma sens, że wkrótce dojdzie do konfliktu Zachodu z Sowietami. Oczywiście nic z tego nie wyszło…, ale to wiemy my. Oni tej wiedzy byli jeszcze pozbawieni. To była ta część, którą naród przeznaczył do aktywnej walki z komuną. Zresztą, owi „leśni ludzie” nierzadko nie mieli wyboru: albo walka z komuną w oddziale partyzanckim, albo aresztowanie, wywózka na Wschód, tudzież anonimowa śmierć…

Powiem tak: skrwawiony naród po 1944 roku zachował się racjonalnie. Wygenerował legalną opozycję w postaci Polskiego Stronnictwa Ludowego, bo tylko na to komuniści pozwolili. Ludzie odbudowywali Kraj, zasiedlali Ziemie Odzyskane i… swoje myśleli o pachołkach Rosji. Dali temu wyraz w słynnym referendum czerwcowym. Istotna cząstka walczyła z bronią w ręku. To była instynktowna, równoczesna „gra na 2-3 fortepianach”. Przeciwnik nie uznawał jednak żadnych reguł, a Zachód po zwodniczych deklaracjach („wolne wybory”, „demokracja” itd.), po prostu zgodził się na zniewolenie połowy kontynentu.

Podziemie niepodległościowe w Polsce, w latach 1944-1948, nie stanowiło jednej, scentralizowanej struktury. Wiele oddziałów leśnych działało de facto niezależnie, nie podporządkowując się żadnym wyższym instancjom. Bez wątpienia największą i najpoważniejszą organizacją niepodległościową, nazwijmy ją jednak centralą dla innych grup, był WiN, czyli Wolność i Niezawisłość.

WiN był kontynuacją AK w „zmienionych warunkach”. Poprzedzały go organizacja „Nie” (Niepodległość) i Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj. Jego pierwszy Prezes, płk. Jan Rzepecki, pragnął nadać organizacji charakter bardziej cywilny niż wojskowy, zawarty w formule: „Ruch Oporu Bez Wojny i Dywersji”. Chodziło mu o „rozładowanie lasów”, obawiał się bowiem, że walki partyzanckie z komunistami nie mają szans powodzenia. W zamian, on i jego współpracownicy proponowali przedsiębranie akcji uświadamiających, informujących i przygotowujących społeczeństwo do wolnych – jak sądzono – wyborów. Niestety, wybory z 1947 roku ordynarnie sfałszowano, zatem WiN, zmuszony warunkami narzuconymi przez komunę, zaktywizował działania dywersyjne, czy zbrojne.

Historia WiNu dzieli się na 2 zasadnicze okresy. W pierwszym (wrzesień 1945 – styczeń 1948), WiN jest niezależną organizacją kroczącą „drogą dziejową AK”. W drugim, od początków 1948 do końca 1952 roku, „góra” konspiracji zostaje opanowana przez agentów bezpieki.

Na pewno WiNowi nie było podporządkowane działające w Polsce podziemie narodowe. Co więcej, kierownictwo WiN wręcz nieprzyjaźnie odnosiło się do narodowców. Przykładowo, Rzepecki nosił w sobie „anty-endecką” fobię, czemu dawał wyraz jeszcze podczas wojny. Narodowcy to oczywiście żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych, Narodowej Organizacji Wojskowej, wreszcie Narodowego Związku Wojskowego. Kwestie nazewnicze dla okresu powojennego są w tej materii mocno skomplikowane i nie miejsce, aby je tu szerzej rozszyfrowywać. Powiem tylko, że poszczególne jednostki terenowe NZW często używały dawnej nazwy: NSZ.

Dla komunistów prawdziwą „zwierzyną łowną” byli NSZ-owcy. Wynikało to ze słusznej koncepcji walki przyjętej przez kierownictwo organizacji podczas wojny. Uznało ono w 1943 roku, że Polska znajdzie się pod sowiecką okupacją. Aby „wyczyścić przedpole” dano rozkaz do Akcji Specjalnej, która oznaczała likwidację komunistycznych band terrorystycznych, siejących trwogę na Lubelszczyźnie czy Kielecczyźnie. Było to postępowanie słuszne, zgodne z polską racją stanu, cieszące się poparciem miejscowej ludności.

Oczywiście ta duża, poważna organizacja (75 tys. żołnierzy), nie zaprzestała walki z Niemcami. Warto wspomnieć, że kierownictwo NSZ sprzeciwiało się idei wybuchu powstania w Warszawie, jednak gdy walki w stolicy wybuchły – miejscowi żołnierze NSZ chwycili za broń. To znamienne dla obozu narodowego i warte zapamiętania: unikaj niepotrzebnego rozlewu krwi, walcz, gdy nie ma odwrotu… Albo: działaj fortelem. W tym wypadku myślę o epopei Brygady Świętokrzyskiej NSZ, która w styczniu 1945 roku wycofała się za liniami niemieckimi do Czech, następnie wyzwoliła obóz koncentracyjny w Holeszowie i przekroczyła granicę strefy amerykańskiej w Niemczech. Jej mądry dowódca, płk. „Bohun”- Dąbrowski, uratował ponad tysiąc młodych ludzi. Przez następne dziesiątki lat komuniści przypięli Brygadzie łatkę kolaborantów. Nie bez sukcesów… Propaganda robi swoje, nawet ta prymitywna, komunistyczna.

Mówiąc o podziemiu narodowym nie wolno nie wspomnieć o „królu Podbeskidzia”, kpt. Henryku Flame – „Bartku”, byłym pilocie w kampanii wrześniowej, komendancie NSZ powiatu Cieszyn podczas niemieckiej okupacji. Jego zgrupowanie partyzanckie liczyło 400 żołnierzy, w latach 1945-47 stoczyło 240 walk z grupami operacyjnymi UB i KBW. 3 maja 1946 roku opanowało nawet na krótko Wisłę. Część żołnierzy „Barka” została z zimną krwią wymordowana przez komunę w Łambinowicach k. Opola. Z tego co wiem, śledztwo w tej sprawie szybciutko umorzono. Cóż, to nie Jedwabne, gdzie wszystko na rozkaz, „ruki po szwam”, spłoszony wzrok prezesa IPN, Kieresa, itd…

Na zasadzie impresji wspomnijmy również o legendzie Podhala – „Ogniu”, czyli Józefie Kurasiu. To był twardy góral, niezależny człowiek (miał konflikty z miejscowym dowództwem AK podczas wojny, przeszedł do Konfederacji Tatrzańskiej, związał się ze Stronnictwem Ludowym), dobry dowódca i patriota. W czerwcu 1943 roku, Niemcy spalili jego dom, zabili żonę, syna i ojca. Stąd pseudonim. Po zajęciu Podhala przez Sowietów, na chwilę został, zapewne ze względów taktycznych, szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Targu. Zabiera z posterunku broń i idzie z podkomendnymi do lasu. Na Turbaczu mówi chłopcom: walkę musimy zacząć od początku i teraz będziemy się bić za Polskę z komunistami. Jego zgrupowanie „Błyskawica” liczyło pół tysiąca żołnierzy. Nigdy nikomu się nie podporządkowało. Przez długie miesiące stanowiło prawdziwy problem dla komunistów. Otoczony przez bezpiekę „Ogień”, śmiertelnie postrzelił się we wsi Ostrowsko, w lutym 1947 roku.

Wielu ich było: rotmistrz Zygmunt Szendzielarz ze sławnej V Wileńskiej Brygady Śmierci, Hieronim Dekutowski – „Zapora”, Stanisław Sojczyński – „Warszyc”, dowódca Konspiracyjnego Wojska Polskiego, Antoni Olechnowicz i jego Mobilizacyjny Ośrodek Wileńskiego Okręgu AK z siedzibą (czasową, tak sądzili wilniucy) w Gdańsku, żołnierze Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Ochotniczej „Warta”… Ginęli oni, ginęli inni. Przeżył legendarny Antoni Heda – „Szary”- autor głośnego rozbicia więzienia w Kielcach – przeżył i nadal, pomimo podeszłego wieku, walczy, pisze, protestuje… Nie tylko on przerażony jest tym, co dzieje się w Polsce po… kontrolowanym upadku komunizmu.

Proszę Państwa!

W gruncie rzeczy nadal niewiele wiemy o podziemiu niepodległościowym w l. 1944-1948. Jeszcze mniej, o beznadziejnych walkach toczonych przez „epigonów” w latach następnych. Nazwano ich „żołnierzami wyklętymi”. Bo istotnie takimi byli. Wyrwano ich z korzeniami w dobie „Polski Ludowej”. Nadal podważa się ich patriotyzm, moralność, ideowość. Wyświetlane ostatnio w publicznej telewizji filmy o „Ogniu” i „Burym” nie są dziełem przypadku. Widać, ubecka dziatwa mocno dzierży ster mediów. Iluż to historyków przed 1989 rokiem żyło – i to bardzo dobrze – z pisania nieprawdy o tych ludziach. Iluż łgało w żywe oczy? Tym kłamcom włos nie spadł z głowy, objęła ich słynna „gruba kreska”?

Źle świadczy o narodzie, gdy zapomina o własnych bohaterach. To samo mógłbym powiedzieć o „naszych” elitach politycznych… Mam jednak dylemat. Polskie one, czy „hybrydalne”? Narodowo-patriotyczne, czy kosmopolityczne?

Najwyższy czas, Drodzy Koledzy, skończyć z tym hamletyzowaniem. Czas podjąć walkę o prawdziwą, wielką duchem Polskę. Inne państwo w tej części Europy, zważywszy na potencję sąsiadów ze Wschodu i Zachodu, istnieć nie może. Albo Polska będzie wielka, albo przestanie istnieć. Nie stać nas nawet na średniość. To będzie zadanie dla Waszego pokolenia. Jesteście je winni również cieniom tych, którzy zginęli w nierównej walce w pierwszych latach po zakończeniu II Wojny Światowej.

Dziękuję za uwagę.

……………………

Od Redakcji “Wir”: Dzięki Pani Danie Alvi z witryny Polsko-Amerykańskiego Komitetu Stosunków Wzajemnych PAPUREC za przekazanie tekstu. Polecamy tę witrynę z bogatym zbiorem ważnych dla Polaków materiałów.

††††††††††††††††††††††††††††††

Na Bałkanach Europa została ostrzeżona po raz pierwszy. I nie wyciągnęła odpowiednich wniosków. Tępa, bezsilna, upadła moralnie Europa. Pozbawiona męskiej  witalności, obdarzona rozumem dziecka,  rozświergotana, homoseksualna, feministyczna, regionalna, konsumpcyjna…. Do czasu, do czasu. Oni wracają, oni naprawdę wracają…

BAŁKAŃSKIE PRELUDIUM

Dariusz Ratajczak (źródło nieznane)

Jesteśmy świadkami straszliwego zwyrodnialstwa. Oto na naszych oczach ludziom ucina się głowy. W obecności pracującej kamery zakapturzeni osobnicy wygłaszają długie, napuszone do granic wytrzymałości oświadczenia (doprawdy Arabowie gustują w nich), po czym główny „mistrz ceremonii” przystępuje do zbrodniczego dzieła. Cios nożem w aortę i obrzydliwe rżnięcie. Zbliżenie twarzy ofiary: zastygłe cierpienie…

W muzułmańskim świecie toczy się nieszczera, bo wymuszona sytuacją, dyskusja na temat stosunku islamu do dekapitacji. Ma ona bardzo jednostronny charakter. Niemal wszyscy zgadzają się, że ścinanie głów, choćby i nieprzyjaciołom, jest czynem niedopuszczalnym, zabronionym przez Koran. Według Szacownego Ibrahima Al- Fajumi, naukowca ze słynnej (sunnickiej) Islamskiej Akademii Nauk „Al-Azhar”, jego religia szanuje istotę ludzką, żywą lub martwą, „ a ucinanie głów Amerykanom było aktem okaleczenia zabronionego przez islam”. Wtóruje mu akademicki kolega, równie Szacowny Mahmud Emara: „ Islam odrzuca okaleczanie (ciała-D.R.), odnosi się to też do wrogów”. Uzupełnia ich anonimowy wyznawca Allacha twierdzący, iż co prawda muzułmanie używają miecza, ale spada on wyłącznie na głowy ewidentnych przestępców- morderców, gwałcicieli itp. Przy tym, jak „rezolutnie” zauważa, ofiary- w przeciwieństwie do nieszczęśników wieszanych na szubienicy- nie cierpią, chociaż „jest trochę medialnej krwi”.Niestety powyższe wywody mają jeden zasadniczy defekt: nie są oparte na prawdzie. Tak w sferze praktycznej, jak i teoretycznej. Zacznijmy od tej ostatniej.

Zgodnie z uświęconą biografią pióra Ibn Ishaqa, Mohamet sankcjonował rzeź żydowskiego plemienia Banu Kurajza. Wydał jednoznaczny wyrok: mężczyźni zostaną skazani na śmierć, kobiety i dzieci pójdą w niewolę. Taka jest wola Boga. Zgodnie z nią 600-900 nieszczęśników ścięto na rynku w Medynie. Ciała pochowano w wykopanych uprzednio rowach. Pozostawione przy życiu kobiety rozdano wiernym. Mahomet wybrał sobie Rajhanę.

Klasyczny muzułmański jurysta Al- Mawardi z Bagdadu pisał 1000 la temu, że względem jeńców (pojmanych) amir (władca) ma możliwość wyboru czterech opcji: „pierwsza, uśmiercić ich poprzez ścięcie szyj”. Allach przecież rzecze: „ Kiedy napotkacie tych (niewiernych), którzy zaprzeczają [Prawda = Islam], wtedy uderzcie ich szyje (Koran, Sura 47, Wers 4)”. W innym miejscu Bóg ujawnia swoją wolę Aniołom, mówiąc: „ Będę z wami. Dajcie odwagę wierzącym. Zasieję przerażenie w sercach niewiernych. Pozbawiajcie ich głów, uderzajcie w same koniuszki ich palców (Sura 8, Wers 12)”.

Posłuszni wierni uderzali i ścinali. Wytrwale, przez wieki – od Półwyspu Pirenejskiego po Indie. Toczone przez nich wojny przeciwko chrześcijanom, hinduistom, buddystom, zoroastrianom i żydom pełne były masakr. Rżnięto gardła zacnym notablom z Toledo („światła, arabska Iberia”) w 713 r., gdyż miasto ośmieliło się zbuntować przeciwko świeżo przybyłym najeźdzcom, kopczyki z czaszek zalecał układać Babur- „światły” twórca Imperium Mogołów… Powiedzmy jednak, że było to dawno temu, że tamte zbrodnie straciły ostrość, wpisując się w bieg dziejów. Spowiła je mgła zapomnienia. Co innego słyszeć, co innego widzieć i cierpieć… Okrutne to, ale prawdziwe.

Gdy rozum śpi, budzą się upiory…

Europa, Bałkany, 10-12 lat temu. Wojna w Bośni-Hercegowinie. Serbowie biją się z Muzułmanami i Chorwatami, walki chorwacko- muzułmańskie, mało serdeczna koalicja między niedawnymi wrogami skierowana przeciwko Serbom. Wreszcie „świat” versus bośniacka Serbia. Ogólny, akceptowany przez manipulowaną publikę pogląd: „źli Serbowie, lepsi, jednak podejrzani Chorwaci, biedni, bohaterscy Muzułmanie”.

Wielcy przez palce patrzą na nielegalne dostawy broni i strumienie „petrodolarów” płynących z Bliskiego Wschodu. Przybywają ochotnicy. Radykalni, twardzi islamiści. Wielu po wojnie zostanie, wżeni się w bośniackie rody. Będą mieli dużo pracy, bo miejscowi wyznawcy Allacha nadal popijają  „rakiję”, a ich córki chodzą w mini-spódniczkach. Ciężka, znojna  robota uświadamiająca. Nie bez sukcesów. Nieliczni sarajewscy katolicy (Serbowie uciekli) już chowają wstydliwie krzyżyki, bojąc się ulicznych napadów ze strony półksiężycowej łobuzerii… Świat milczy, bo sam wyhodował tą żmiję, nadto brakuje kilku lat do 11/9 2001 r. Będzie milczał i później. Trudno przyznać się do błędu? Geopolityka? Niemieckie Bałkany ponad wszystko?

Czytam dokument wydany 23 sierpnia 1995 r. przez belgradzki Komitet ds. Rejestracji Danych o Zbrodniach Wojennych Popełnionych Przeciwko Ludzkości i Prawu Międzynarodowemu. Nowe Toledo, Barbur powrócił, barbarzyńcy w bramach, kronika muzułmańskiej dekapitacji bośniackiej Serbii…

Zvonko Zovko z Podosaraca, muzułmanin, odrąbał głowę Svetko Kuljaninowi z Bradiny. Kopał po ulicy, osadził na słupie. Wioska Ledici. Po 8 czerwca 1992 r. pozostało 13 starych Serbów. Zabici, odcięte głowy. Sprawcy: muzułmanie pod dowództwem Ethema Godinjaka. Divovici koło Srebrenicy, 5 października 1992. Zabity Sreten Djokić. Przekazano ciało stronie serbskiej- bez głowy i prawego ramienia. Mirko Djerić z wioski Donja Mocila. Zabity przez Ejuba Dugalicia, Muzułmanina z „plutonu interwencyjnego” w Slavonskim Brodzie . Odciętą głowę znaleziono na strychu. Darko Parezin, żołnierz Republiki Serbskiej, schwytany 30 czerwca 1992 w Skoripovym Gaju w okolicach Trnova. Ścięty. Zivko Marković (61 lat) z wioski Mirusić, wspólnota Foca. Odcięta głowa powieszona na drzewie, brak lewego ramienia, wypatroszony, żołądek rozcięty, wypełniony solą.

13 listopada 1994. Czterej serbscy żołnierze wzięci do muzułmańskiej niewoli. Więzieni w obozie dla Serbów urządzonym w  „Muzeum Rewolucji”. Zabici. Jedna ścięta głowa. 30 czerwca 1992. Muzułmański atak na wioskę Brezani, wspólnota Srebrenica. Zabijają 19 chłopów. Rżną głowy. Pero Ozić, zabity w Fojnicy (1993). Przed śmiercią wykopał sobie grób. Odcięta głowa. Sprawca: muzułmanin, Omer Pobrić, przed wojną komendant milicji w Fojnicy. 5 listopada 1992. Starcie serbsko-muzułmańskie w Kamenicy, wspólnota Zvornik. Wyznawcy Allacha biorą 6 jeńców. Wszystkich ścinają, głowę Slavko Tijanicia pozbawiono oczu, uszu i nosa; ciało Savo Kazanovicia przybito gwoździami do dębu.

Lipiec-sierpień 1992, Sarajewo. Widziano muzułmańskich młodzieńców obnoszących po ulicach obcięte głowy Serbów z dzielnicy „Dobrinja 5”. Grali nimi w „piłkę”, po czym wrzucili do kosza na śmieci. 24 września 1992 Muzułmanie okupują wieś Podravanje. Zabijają 19 ludzi. Głowę Svetozara Jovanovicia umieszczono na palu. Muzułmanin, Zijo Kubać, podciął gardło Serbowi- Vasilije Lavljivowi z Sarajewa. Jego żonę zdepapitował Esad Tucaković. Ciała wrzucono w urwisko w miejscu zwanym „Kazan”. Połowa października 1993. Muzułmanie aresztują serbskie małżeństwo Predraga i Katariny Salipur z Sarajewa oraz obecnego w ich domu Branislava Radosavljevicia. Bici w kwaterze  10. Brygady Górskiej Armii Bośni-Hercegowiny. Mężczyznom odcięto głowy. Sprawcy: Nihad Hodzić, Husein Hodzić, Sabahudin Ziva, Omer Pendzo. Ciała ciśnięto do „kazanskiego” urwiska.

Wyjątek z pamiętnika muzułmanki, Zekiry Mulasmajić (uczennicy 6. klasy szkoły podstawowej) z Novego Seheru. Pod datą 29 września 1992 r. (Muzułmanie zajęli miejscowość Glipova Glava) dziewczynka notuje: „… Tego dnia widziałam coś, czego nigdy nie mogłabym sobie wyobrazić, odrąbaną głowę czetnika (Serba-D.R.). Safet… powiedział Hido w jaki sposób faceci dostarczyli głowę, a później grali nią w piłkę. Ja i Lalo natychmiast udaliśmy się do centrum zobaczyć, czy to prawda. I naprawdę jacyś faceci nieśli zawiniętą głowę. Przy sklepie Bahro zdjęli nakrycie i zobaczyłam ją… Twarz była czarna, włosy straszliwe…, powiedzieli, że chłopak był młody, najwyżej 22-letni (…). Mnóstwo głów wala się wokół ”. Kruzno Groblje, okolice Crni Vrhu, wrzesień 1992. Zabito 4 Serbów.  Widziano najemnika z Arabii Saudyjskiej pozującego do zdjęcia z odciętymi głowami…

Czytelnik ma prawo powiedzieć: „ cóż, bałkańskie wojny, bałkańskie okrucieństwa”. Być może, ale… 13 lat temu, na pół roku przed wybuchem zbrojnego konfliktu w Bośni, sarajewski, muzułmański magazyn „Novi voks” (wydanie październikowe 1991, nr 3, str. 40) w stałej rubryce  „ Dokumenty ” zamieścił artykuł pt: „ Co (uczynić) z Serbami w Muzułmańskiej Republice Bośni i Hercegowiny”. Czytamy w nim m.in.: „ 1. Każdy Serb musi być świadom, że cały naród (serbski-D.R.) ponosi odpowiedzialność za jego niedopuszczalne czyny. Kara za popełnione zło będzie kolektywna- za jeden zniszczony muzułmański dom- zniszczenie 10 serbskich domów, za jednego zabitego Muzułmanina- zlikwidowanych zostanie 100 Serbów. Za zranionego Muzułmanina, w zależności od charakteru rany- 10 do 50 Serbów. 2. Wszystkich Serbów będzie obowiązywał 12-godzinny dzień pracy, płace zatrudnionych będą odzwierciedleniem stopnia ich lojalności, ale z zasady o 30% niższe od płac Muzułmanów zatrudnionych na tych samych stanowiskach pracy (…) 9. Dobry Serb to żywy i posłuszny Serb lub martwy, nieposłuszny Serb…”

Na Bałkanach Europa została ostrzeżona po raz pierwszy. I nie wyciągnęła odpowiednich wniosków. Tępa, bezsilna, upadła moralnie Europa. Pozbawiona męskiej  witalności, obdarzona rozumem dziecka,  rozświergotana, homoseksualna, feministyczna, regionalna, konsumpcyjna…. Do czasu, do czasu. Oni wracają, oni naprawdę wracają…

Komentarze 2 do “Odszedł historyk Prawdy, dr Dariusz Ratajczak”

  1. […] przynajmniej ofierze tego “pręgierza”. Wybaczyłem wam jak Bóg przykazał… Wczoraj apelowałem, żebyście z Bronkiem utworzyli Fundusz im. Dra Dariusza Ratajczaka, skoro nie ufacie mi ani […]

  2. […] Wyborcza poinformowała o wyniku sekcji zwłok zamordowanego Dariusza Ratajczaka. Jak można było się spodziewać, według oficjalnej wersji  historyka […]

Sorry, the comment form is closed at this time.

 
%d blogerów lubi to: